Wywiad

Wywiad: Robert „yogi” (SMAR SW) opowiada o Suicide”

W rankingu najważniejszych polskich hałaśliwych płyt lat dziewięćdziesiątych, „Suicide” z pewnością znalazłby się w czołówce. Zapytałem Roberta o kilka rzeczy, które dręczyły mnie od lat. Wyszła z tego całkiem interesująca historia.

W biografii SMAR SW zamieszczonej na Twojej stronie (smarsw.com), wspominając o „Suicide”, najwięcej uwagi poświęciłeś wytwórni QQRYQ. Która to była dla ciebie godzina?

Czas był bardzo dobry, byliśmy kilka lat do przodu. Jednocześnie coraz bardziej byliśmy przerażeni tym, co widzieliśmy iz czym zmagamy się w coraz większej samotności. Rzuciłem studia, ciekawsze było samokształcenie. Powiedziałem mamie, że nie mogę iść do pracy przez rok, bo robię album i nie będę rozpraszał się jakimś kutasem (innej pracy nie było). Zgodziła się. Do wieczora (lub do nocy, kiedy ćwiczyliśmy) robiłem muzykę i czytałem, a potem imprezowałem z ekipą. Było bardzo pachnące i bardzo psychodeliczne (śmiech). Dużo czasu na tworzenie i myślenie. Dobry skład zespołu, częste próby i byliśmy bardzo podekscytowani tym, co powstało.

I napisałem kilka słów o QQRYQ, żeby ludzie mogli zobaczyć, jak w praktyce wyglądała sprawa z „niezależnym” wydawcą, bo przez długi czas byliśmy krytykowani za wydanie albumu w Silverton. Wydaliśmy go w Silverton, ponieważ żadna niezależna wytwórnia nie chciała nas wypuścić. „Ona nie chciała” to złe słowo – bo chcieli, ale nie mieli pieniędzy na opłacenie studia (NNNW). Albo, jak QQRYQ, bali się tego, co „powiedzą ludzie”. I nie mieliśmy czasu czekać, aż pieniądze będą na miejscu. Albo Petya (założyciel QQRYQ – trzy szóstki) nabierze odwagi. Mieliśmy już inny materiał, a stary nie został wydany. A kiedy nas wypuścili, QQRYQ nigdy nie uregulował sprawy, stracili też taśmę swojej matki. Na „kopię” czekałem kilka lat, dręcząc Pietię na każdym festiwalu czy koncercie, na którym mogłem go spotkać.

Napisałeś też: „Okazało się, że album jest za bardzo do przodu jak na tamte czasy i został doceniony dopiero za kilka lat”. Podczas premiery również słyszałeś pozytywne opinie, spotkałeś się z kompletnym nieporozumieniem?

Nie chodziło o nieporozumienie, w końcu śpiewaliśmy o tym samym od początku, więc przekaz się nie zmienił. Forma ponownie się zmieniła. Ludzie są dość oporni na wszelkie zmiany. Kiedy już się do czegoś przyzwyczają, coś dowiedzą, chcą, żeby było na stałe. Znają zespół i teksty, potrafią nucić piosenki itp. Zawsze mieliśmy z tym problem na koncertach. Kiedy tworzyliśmy nowe piosenki, chcieliśmy po prostu zagrać ten materiał, ponieważ to nas wtedy podniecało. Z drugiej strony ludzie chcieli, żebyśmy zagrali stare piosenki, które znali. Skończyło się na tym, że wyjaśnił, że koncert punkowy to nie koncert życzeń. Nie muszę oglądać dwa razy tego samego filmu ani czytać tej samej książki i lubię chodzić na koncerty, na których zespoły grają coś, czego jeszcze od nich nie słyszałem.

U nas w Rzeszowie (a także w wielu innych miastach) panował klimat do rozwoju i zabawy. Słuchano tak różnorodnej muzyki, że nie sposób było zatrzymać się w jednym miejscu i nagrać tych samych płyt co poprzednie, bo tak by się stało, ze względu na „estetykę”, jaką ta „scena” przyjęła w tym momencie, lub cokolwiek. Wszystkie najważniejsze rzeszowskie zespoły wydały wówczas swoje najlepsze (moim zdaniem) albumy. Zawsze mieliśmy świetny zespół ze SMAR SW, który był pełen intelektualnego i muzycznego fermentu. Szybko się rozwijaliśmy. Dużo imprezowaliśmy, często jeździliśmy w tym czasie do Berlina, Amsterdamu i Turbacza. Dla naszego środowiska i ludzi takich jak my nie było zaskoczeniem, jak gramy, a oni to cenili. Inni docenili to, od czego zaczęliśmy i na czym skończyliśmy.